Dzisiaj jest: 19.5.2024, imieniny: Celestyny, Iwony, Piotra

URLOP W POLSCE? NIEEE... DZIĘKUJĘ!

Dodano: 6 lat temu Czytane: 1704 Autor:
Redakcja poleca!

URLOP W POLSCE? NIEEE... DZIĘKUJĘ!

URLOP W POLSCE? NIEEE... DZIĘKUJĘ!
W Wielkiej Brytanii mieszkam od siedmiu lat. I od siedmiu lat tęsknię nieprzerwanie za Polską. Od siedmiu lat każdy dzień urlopu spędzam w Polsce. I od siedmiu lat zawsze, kiedy wracam z powrotem do UK mam dość Polski. Ciesze się, że dzieli nas tysiące kilometrów.
 
Zacznę od początku. Cholernie brakuje mi rodziny, jedzenia, polskiego powietrza. Właściwie wszystkiego co polskie. W związku z tym zawsze z niecierpliwością czekam na upragniony urlop. I nieważne, jaka jest pora roku. I nieważne, na jakim etapie życia jestem. Zawsze pełna szczęścia i radości wsiadam w samolot. Cieszę się jak małe dziecko, że znów poczuję się jak u siebie w domu.
 
No i jestem. Pogoda zawsze lepsza niż w UK. I tak jakoś lżej na duszy.
Pierwsze trzy dni upływają bardzo, ale to bardzo miło. Spotkania z rodziną, wypad do restauracji, spacer nad rzeką. Pierożki podane przez teściową smakują wyśmienicie. Gołąbeczki z sosem pomidorowym u babci również. I grill ze znajomymi. Wszyscy zadowoleni, uśmiechnięci. Każdy ma na wszystko czas. Tak miło jest być znów wśród "swoich". Powspominać stare czasy, porozmawiać o bzdetach. Ach i te piekarnie pachnące drożdżówkami! I wszystko takie znajome, takie nasze!
 
Tylko później, po kilku dniach, jakoś dziwnie się robi.
Zakupy dla dziecka. Ojj... szok i niedowierzanie. Jak to możliwe, że wszystkie produkty kosztują dwa razy tyle, co w UK?
Panie ekspedientki przy klientach obgadują inną pracownicę, bo dostała niesprawiedliwą (ich zdaniem) podwyżkę.
Przy kasie w Biedronce trzeba zakasać rękawy, bo nie zdążysz dobrze wyciągnąć swojej reklamówki a sprzedawca już obsłuży dwie osoby stojące za Tobą.
Najgorszy jednak jest spacer z dzieckiem. Po pierwsze, co druga starsza pani pochyla się do wózka i z oburzeniem pyta, dlaczego malec nie ma czapki. Po drugie, zakupy przy starówce są wprost niemożliwe, gdyż większość sklepów ma schody, po których dość ciężko jest wejść z wózkiem. Po trzecie, w pobliżu 5 km od starówki nie znajdziesz miejsca, gdzie możesz przebrać dziecko. No, chyba że ławka w parku Ci odpowiada. I po czwarte, zapomnij o windach i innych ułatwieniach, o możliwości karmienia piersią nie wspomnę.
I właśnie w takich chwilach zaczynam tęsknić za UK.
 
A później jest już tylko gorzej.
Pewnego pięknego, słonecznego dnia wybrałam się zarejestrować dziecko i wyrobić dowód osobisty. Do rejestracji potrzebny jest brytyjski akt urodzenia oraz tłumaczenie aktu. Wszystko ok. Niby nic takiego. Proste.
Przy wydawaniu polskiego odpisu aktu urodzenia dostrzegłam jednak błąd w moim nazwisku panieńskim. Myślę, no nic. Żadna znacząca pomyłka. Wracam się do pokoju numer 10 565 i próbuję wyjaśnić sprawę. Pani urzędniczka z dumną, groźną miną wyciąga moją teczkę i wskazuje na błąd w tłumaczeniu. Okazuje się, że muszę przedłożyć jeszcze jedno, poprawione tłumaczenie i uwaga! - zapłacić pewną kwotę za korektę błędu. Próbowałam negocjować, że przecież dostarczyłam oryginalny akt urodzenia, mogę pokazać swój dowód osobisty, paszport i na tej podstawie zmienić błąd w nazwisku. Niestety. Nie da się. Muszę poprawić tłumaczenie i wtedy mogę starać się o dowód osobisty dla synka. W oczach urzędniczki tłumaczenie aktu urodzenia ma większą moc prawną niż paszport, dowód osobisty i oryginalny, brytyjski akt urodzenia. Paranoja.
I właśnie w takich chwilach zaczynam tęsknić za UK.
 
Po tygodniu zaczynają mi się nudzić tłuste, ciężkie, polskie dania. Marzę o ulubionych, brytyjskich produktach. Zaczyna doskwierać mi tęsknota za Anglią.
A i zaczynają się schody. Bo nagle okazuje się, że wszyscy wiedzą lepiej od nas jak wychować naszego synka. Rady i porady sypią sia z każdej strony. No i oczywiście każdy jest mądrzejszy od innych. A babcia za moimi plecami wciska mojemu niemowlęciu tłuste, słodkie kremy z ciasta, chociaż tysiąc razy prosiłam, by tego nie robiła. Poza tym, dochodzą konflikty międzyrodzinne, w które chcąc niechcąc zostajemy wplątani.
Ludzie jacyś tacy nieuprzejmi, niezadowoleni. Wszyscy podobnie ubrani, w tych samych fryzurach.
I niby pogoda ładna, i niby lody smakują bardziej, ale już zaczyna mi brakować ciszy i spokoju. Możliwości ucieczki od cudzych kłótni i dramatów.
 
Z radością drukuje odprawę. Na lotnisku robi się troszkę sentymentalnie. Przy pożegnaniu z rodziną nawet łezka poleci. Pogoda w Anglii wkurzy. Ale później... gdy przekraczam próg swojego angielskiego mieszkania, otwieram swoją lodówkę przychodzi niewyobrażalna radość. Jak dobrze być znowu w domu!
I tylko po kilku dniach, po kilku tygodniach znowu puka do moich drzwi tęsknota. I znowu idealizuję ojczyznę. Zaczynam tęsknić za Polską. Za wypitą kawą z siostrą. Za jej dziećmi. Za zapachem lasu, za widokiem polnych maków. I siłą rzeczy kupuje bilet. Z nicierpliwością czekam na urlop. I tak w kółko. Od siedmiu lat. Nieprzerwanie tęsknię, kocham i nienawidzę Polskę. I tak na zmianę. Naprzemiennie...
 
Photo by Sofia Sforza on Unsplash
: Źródło: http://www.emigrantkanazachodzie.pl/2018/05/urlop-w-polsce-nieee-dziekuje.html
Polecane
Dodaj darmowe ogłoszenie: Praca - Nieruchomości - Motoryzacja - Sprzedaż - Kupno - Towarzyskie... Wszystkie ogłoszenia prywatne są zawsze bezpłatne :)