Digger, który przez 15 lat był bezdomny, stworzył swoje schronienie pod wiaduktem Bow Flyover. Ma tam drewnianą podłogę, prąd i piecyk, ale Transport for London (TfL) chce go stamtąd usunąć.
Digger Down siedzi w fotelu obok dogasających węgli ognia, który ogrzewa jego dom. Jego ręce są czarne od węgla, a on sam, owinięty w gruby płaszcz, zapala papierosa.
„Żyjąc w ten sposób, nigdy nie masz pewności, co będzie jutro. Może się okazać, że trzeba zaczynać wszystko od nowa” – mówi.
Na niewielkim rondzie przy A12 Digger od zeszłego lata mieszka razem ze swoją partnerką. Ich „chata” powstała z palet i materiałów znalezionych na śmietnikach. Ma podwyższone łóżko, piecyk, generator i działający prąd.
„Większość ludzi mówi, że nigdy nie widzieli, żeby bezdomny zrobił coś takiego. Przyjechałem tu tylko ze śpiworem. Drugiego dnia spałem na paletach, trzeciego miałem łóżko, a czwartego było coś więcej. To ciągle plac budowy, ale to właśnie lubię” – wskazuje na dębowe deski pod stopami.
Zimą Digger pali palety, by się ogrzać. Do toalety chodzi do pobliskiego McDonald's. Ludzie z okolicy, w tym wierni z lokalnego meczetu, często przynoszą mu jedzenie. Zyskał nawet pewien rodzaj sławy – w Boże Narodzenie miał do wyboru sześć różnych kolacji, ale i tak wolał ugotować coś samemu.
„Najlepiej byłoby kupić kawałek ziemi i zrobić to samo gdzieś w Walii – stworzyć własną ekowioskę” – mówi z uśmiechem.
Digger właśnie buduje drugie piętro swojego domu, żeby mieć więcej przestrzeni – na górze będzie sypialnia, na dole salon. Trzyma w rękach kran, który chce podłączyć do węża, by mieć bieżącą wodę.
Ale ostatnio zauważył coraz więcej ludzi z notesami krążących wokół jego domu. Pracownicy organizacji charytatywnych, którzy próbują pomóc mu znaleźć mieszkanie, powiedzieli mu, że TfL – właściciel terenu – planuje jego eksmisję.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy dziennikarze MyLondon odwiedzali Diggera kilkukrotnie. W tym czasie jego wniosek o mieszkanie w Pimlico został odrzucony. Powiedziano mu jednak, że w kwietniu może się zwolnić miejsce w jednym z 17 mieszkań. Tymczasem na drzwiach jego domu pojawiło się zawiadomienie od TfL, nakazujące natychmiastowe opuszczenie terenu – pod groźbą dalszych kroków prawnych. Powodem ma być bezpieczeństwo oraz fakt, że budynek blokuje drogę.
Najtrudniejszą częścią takiego życia jest dbanie o higienę. Digger mówi, że „zawsze jest czarny” od węgla. „Co kilka dni muszę kupić trochę benzyny, odpalić generator – wtedy jest tu jak w Blackpool” – śmieje się.
Jeśli TfL zdecyduje się go usunąć, a nie zapewni mu mieszkania, planuje protest we własnym domu. „Mam opinię drogiego lokatora do eksmisji” – mówi z uśmiechem, siedząc w fotelu i zaciągając się dymem z papierosa.
„Nie ma sensu mnie przesiedlać, bo zrobię to samo gdzieś indziej – tylko lepiej” – dodaje.
Dziś nie wie, co go czeka. Ale jedno jest pewne – jeśli TfL spróbuje go usunąć, nie odejdzie bez walki.