Brytyjska polityka coraz bardziej przypomina rollercoaster, tyle że wagoniki mają przed sobą kilka torów prowadzących w zupełnie różnych kierunkach. Drążek zwrotnicy trzyma jeszcze premier Theresa May, ale kłócące się ze sobą grupy posłów i ministrów próbują go wyrwać. Pachnie to katastrofą (czyli brexitem na twardo, bez żadnego porozumienia), więc słychać głosy, by w ogóle zatrzymać kolejkę. Wielu upiera się jednak, by i tak jechać dalej.
Jak zakończy się ta szalona podróż, nikt nie wie. W czwartek, dzień po ogłoszeniu uzgodnionego przez negocjatorów projektu porozumienia rozwodowego z Brukselą, do dymisji podało się kilku członków rządu, z czego najważniejsze były rezygnacje ministra ds. brexitu Dominica Raaba i minister ds. pracy i emerytur Esther McVey. Źródła brytyjskich dziennikarzy mówiły, że posadę Raaba zaproponowano innemu wpływowemu brexitowcowi Michaelowi Gove’owi, który jednak miał uzależniać jej przyjęcie od wznowienia negocjacji z Brukselą (May tego nie potwierdzała).
W czwartek brytyjska waluta mocno się osłabiała. Najmocniej zareagował na rezygnację z brytyjskiego rządu ministra ds. brexitu Dominica Raaba. Wprawdzie rząd Theresy May przyjął uzgodnioną z UE umowę w tej sprawie, ale Raab uznał, że nie może jej z czystym sumieniem poprzeć.
Dzień niepodległości – taką czołówkę 23 czerwca 2016 r., w dzień referendum w sprawie brexitu, opublikował brytyjski tabloid „The Sun”. Redakcja wzywała rodaków, by głosowali za rozwodem z UE. Na zdjęciu nad zielonymi Wyspami Brytyjskimi wschodziło słońce. Dwa i pół roku później nad krajem wiszą ciemne chmury.
Brexitowi populiści, szermując hasłami odzyskania suwerenności i uwolnienia się od rzekomego brukselskiego dyktatu, zapewniali, że więzy łączące Londyn z UE można bez problemów zerwać. Usta mieli pełne frazesów, byli jednak bez żadnego programu, zaplecza ekspertów czy nawet wyobrażenia, czym tak naprawdę brexit będzie.
Liczyli na to, że Unia nie będzie w stanie pozbierać się po niespodziewanym ciosie, jakim było brytyjskie referendum, i by nie prowokować kolejnych rozwodów, pozwoli Londynowi po prostu odejść. Liczyli też na to, że bez problemu złamią jedność pozostałych krajów UE, co dodatkowo ułatwi im negocjacje. Tak się jednak mimo wielu dyplomatycznych zabiegów nie stało, bo brexit niewiarygodnie skonsolidował UE.
To unijni negocjatorzy stawiali Brytyjczyków pod ścianą, a nie odwrotnie. Podobnie w 2014 r. po agresji na Ukrainie kalkulował zresztą Władimir Putin. Jemu też nie udało się Europy zastraszyć ani rozbić europejskiego frontu. Zwolennicy brexitu, notabene korzystający z rosyjskiego wsparcia, nie wyciągnęli z tego odpowiednich wniosków.